Komentarze: 5
Tak sobie dziś myslałam wracając ze szkoły i przeklinając tłok w autobusie, że zawsze narzekam na to moje nieszczęsne miasto, ale... ale tak naprawdę kocham ten brudny, odrapany, ponury Kraków :) To chyba jakiś przebłysk lokalnego patriotyzmu :] Ale naprawdę stwierdziłam, że nie potrafiłabym żyć bez tych odrapanych budynków stojących przy każdej ulicy w mieście, bez tych kolorowych bilboardów krzyczących do przechodniów, żeby używali właśnie tego jedynego, najlepszego proszku do prania, bez tych starszych osób narzekających jaka ta dzisiejsza młodzież jest niekulturalna, bo jest tak zmęczona po 9 godzinach w szkole, że nie ma się siły podnieść, żeby ustąpić miejsca ;P W gruncie rzeczy kocham to brudne, śmierdzące miasto, te spóźniające się tramwaje, tych ludzi tak zagonionych, że nie potrafią dostrzec niczego poza własnymi problemami, te nieodśniezone ulice, wojny kibiców, grafitti na murach... Zaczynam być dumna z tego, że jestem krakowianką :) To z resztą zauwazyłam juz dawno - krakowianie na codzień narzekają, że oni muszą żyć akurat w tym "przeklętym mieście", ale jak przychodzi co do czego, to bronią Krakowa jak tygrisica swoich młodych ;) Bosh, jak ja kocham to pieprzone miasto :D